Temat Maleszki już mnie nudzi. Podobnie jak Bolek, Euro, Kubica, sukcesy rządu Tuska i błyskotliwa polityka zagraniczna Kaczyńskiego (ostatnio koncentrująca się zbytnio na Gruzji, chyba tylko dlatego, że go tam akurat fetują) etc.
Jednak traktuję swój blog trochę jak środek na poprawę pamięci, trochę jak przechowalnię ciekawostek, więc z kronikarskiego obowiązku, z bardzo niewielką dawką Schadenfreude, zapodaję kilka cytatów, cytatów będących dowodem na to, że Wyborcza „sprawę Maleszki” przerżnęła z kretesem.
Dzisiaj musimy się zmierzyć z faktem, że przez wiele lat cieszył się w zespole autorytetem znakomitego redaktora i autora, ogłaszał na naszych łamach teksty, do których publikowania – dzisiaj już to wiemy – nie miał tytułu moralnego. Leszek Maleszka stracił w naszych oczach wiarygodność i szacunek. Jego nazwisko musi na długie lata zniknąć z łam „Gazety”, bo to nazwisko wprowadzało nas i Czytelników w błąd.
Z oświadczenia redaktorów naczelnych GW po ujawnieniu przeszłości Maleszki, 13 listopada 2001
Od tego czasu (ujawnienia przeszłości Maleszki) nie pisał już artykułów do „Gazety Wyborczej”, ale nadal był jej pracownikiem.
Z oświadczenia zastępców redaktora naczelnego GW, po emisji filmu „Trzej kumple”, 20 czerwca 2008
„Nie jest prawdą, jakoby w listopadzie 2001 r. kierownictwo Gazety Wyborczej podjęło decyzję, że Maleszka »nie może już publikować na naszych łamach «, jak napisali naczelni GW w oświadczeniu 20 czerwca [2001 r.]” – napisał w dzisiejszym Newsweeku Aleksander Kaczorowski, który był w owym czasie szefem działu publicystyki Gazety.
Kaczorowski twierdzi, że Adam Michnik zamierzał publikować w Gazecie teksty Maleszki podpisane inicjałami. Na dowód przytacza recenzję książki podpisaną „ELEM”, jedyny tekst Maleszki, jaki w czerwcu 2002 r. ukazał się w Gazecie od czasu ujawnienia „Ketmana” (zresztą z niejasnych dla mnie powodów).
Może nie była to dobra decyzja, ale trzymaliśmy się jej przez siedem lat – Maleszka nie pisał, nigdy już nie wziął udziału w żadnej redakcyjnej dyskusji.
Jednak nie przystoi – powiem najłagodniej – zarzucać kłamstwa redakcji Gazety i negować wydrukowanego stanowiska jej kierownictwa, mając za podstawę jedną recenzję na siedem lat i własne wspomnienia [tj. Kaczorowskiego] z redakcyjnych i prywatnych rozmów.
H. Łuczywo, Kaczorowski na niedzielę, GW 29-30 czerwca 2008
Obszerne cytaty. Bo warto. Nie pisał a jednak pisał. Kaczorowski kłamie a jednak nie kłamie. A Łuczywo mówi o tym, co przystoi. Kaczorowski zaś to ten od putinizowania Jarka.
Oczywiście inteligentny i cyniczny obrońca Wyborczej powie, że z oświadczenia redaktorów AD 2001 wynikało tylko to, że nazwisko Maleszki ma zniknąć z łam GW. Ergo nie kłamali, a Łuczywo słusznie ich broni…
Nb. już czytałem, że Stasiński zwalił na Kaczorowskiego winę za publikację tekstu Maleszki…
Nic tylko stawiać „…” bo czasami brak słów.